Darmowe fotoblogi

Zawsze można coś udoskonalić... czyli po co nam poprawianie urody

Długi czas nie pisałam,  ale to ze względu na chroniczny brak czasu. Niemniej od jakiegoś okresu czasu chodzi mi po głowie pytanie, po co ludzie (bo nie tylko kobiety) poprawiają swoje ciała (bo nie tylko twarze) za pomocą "dobrodziejstw" chirurgii plastycznych i medycyny estetycznej.

fot. internet

Pamiętam,  jak wszyscy  moi znajomi współczuli Hannie Bakule,  która wiele lat temu na własne życzenie oszpeciła się operacjami plastycznymi. Nie dość że została zakażona gronkowcem,  to jeszcze na całe życie pozostały jej "efekty" poprawy urody, które jak sama wielokrotnie podkreślała musi teraz ukrywać pod grubą warstwą makijażu.

Pamiętam też zdziwienie,  jakie wywołała np. kobieta, która poddała się wielu operacjom plastycznym,  żeby upodobnić się do kota.

Od tamtego czasu ludzie poprawiają sobie już dosłownie wszystko.  Makijaż permanentny,  sztuczne paznokcie czy zagęszczone rzęsy - to podstawa, jak mycie zębów. Gdzie się nie spojrzę na ulicy, tam zewsząd dopada mnie widok wachlarzy nad oczami.  Ani to dla mnie ładne, ani tym bardziej naturalne.

Do tego powiększone usta, czy to pasuje do twarzy czy nie. No przepraszam bardzo,  ale Angelina Jolie jest jedna. Skoro natura nie obdarzyła nas ustami w kształcie wielkiego serca,  to chyba wiedziała co robi.

Wstrzykiwanie botoksu wszędzie gdzie się da jest tak powszechne,  jak wzięcie prysznica. Nie mówiąc już o wygładzaniu zmarszczek, odsysaniu tłuszczu czy wstawianiu implantów tu i ówdzie.  Wszystko po to, aby być pięknym i idealnym. I to wszystko przy jednoczesnym wmawianiu innym, że rysy twarzy zmieniają się od diety, a tyłek wymodelowany jest przez ćwiczenia na siłowni.

Rozumiem dbanie o siebie. Ale przerabianie twarzy czy ciała, żeby upodobnić się do zabawki dla dziewczynek, to już moim zdaniem spora przesada.  Nastolatki na skutek podejrzanych zabiegów w pseudo renomowanych salonach tracą wzrok, wpuszczając sobie tusz do oczu tylko po to, aby upodobnić się do swojego idola!!! I występować dzięki temu w teledyskach!!!

Dążenie do perfekcji urosło moim zdaniem do granic absurdu.  Przerabiamy sobie wszystko,  na co nas stać. Włącznie ze zmianą rysów twarzy czy retuszem ciała. Po co? Nie wiem.

Natomiast dochodzę do wniosku,  że naturalność stała się  de mode. Jak nie mam hybrydowych paznokci, zagęszczonych rzęs i przedłużonych włosów oraz poduszek w policzkach, to jest mi się dziwnie przyglądane. Moje zmarszczki, które powoli się pojawiają, nie będą naciągane. Są moje, pojawiają się z wiekiem. Nie widzę powodu, dla którego mam udawać, że jestem młodsza niż wyglądam normalnie. Zresztą na samą myśl,  że ktoś może mi majstrować przy moim ciele strzykawką z dziwnymi substancjami czy skalpelem, cierpnie mi skóra.😱  Bo kto mi zagwarantuje,  że moje ciało zareaguje jak kilkadziesiąt innych pozytywnych przypadków takich interwencji? A jak nie, to co? Przecież nieudanych efektów już się nie cofnie.

fot. własne autorka bloga w jednej ze swoich odsłon


A poza tym, czy wszyscy musimy wyglądać jak bohaterki telenowel argentyńskich albo jak woskowe lalki Barbie? I czy nie można zestarzeć się z godnością?

fot. internet

Osobiście wolę na starość wyglądać jak śp. Małgorzata Braunek czy Danuta Szaflarska niż jak Maryla Rodowicz czy matka Sylwestra Stallone. 😋

Ostatnio opublikowane

Rozmiar rzecz nabyta ... czyli czemu nie stosuję diet