Będąc dzieckiem było mi wszystko jedno, jaka jest pora roku. Każda miała coś na plus, w każdej najważniejszy był czas spędzany na dworze. Godzinami. Czy to lato, czy zima, najważniejsze były godziny spędzane na szaleństwie na podwórku. Czy to latem na rowerze, czy zimą na sankach.😇
Niestety, wraz z upływem lat, miłość do zimy minęła. Tak naprawdę czas od listopada do kwietnia jest dla mnie czasem względnej wegetacji i czekaniem na wiosnę. W przypływach czarnego humoru nieraz mówiłam, że powinnam zapadać w sen zimowy jak niedźwiedzie brunatne. Położyć się spać na zimę i obudzić, kiedy rano będzie już wstawać słońce, a dookoła wszystko zacznie się zielenić. 😵
Tak, tak, trzeba powiedzieć sobie otwarcie, że im jestem starsza, czym częściej dopada mnie zimowa depresja. I nie jest to bynajmniej fanaberia czy wymysły, lecz przypadłość dotykająca w większości kobiety w na obszarach o zmniejszonym nasłonecznieniu. Obniżony nastrój, brak motywacji do czegokolwiek, nadmierna senność, duży apetyt na słodycze to jedne z objawów. Jak sobie z tym radzić? Specjaliści mają wiele cennych uwag typu "wychodź na spacery", "zaplanuj urlop w ciepłym kraju", "korzystaj z solarium i fototerapii", "nasłoneczniaj pomieszczenia" itp. Ewentualnie w zanadrzu jest jeszcze wizyta u specjalisty, leki i zioła. W moim przypadku większość z tych porad można o kant tyłka potłuc.😞
Na solarium chodzić nie powinnam z powodu licznych znamion na skórze. Jeśli idę, to na własną odpowiedzialność, z nadzieją, że kiedyś nie przerodzi się to w raka skóry. Spacery - owszem, pod warunkiem, że świeci słońce. Jeśli za oknem jest typowa zimowa ponura szaruga, nic i nikt siłą z domu mnie nie wygoni. Jedynym ruchem jest przymusowy spacer z Figą, gdyż psina jakoś sama nie opanowała wychodzenia z domu i szybkiego powrotu do niego😉 Urlop w ciepłym kraju - jasne, pod warunkiem, że masz urlop i masz co zrobić z adoptowanym psem, który nie znosi rozstań z Tobą 😛 Co do substytutu słońca w domu - gdy tylko pozapalam wszędzie światła, moja druga połowa zaraz je gasi ze wrodzonej oszczędności.
Więc jak sobie radzę w tym okresie czasu, kiedy dopadnie mnie depresyjna zmora?
Otóż - nijak ... Nie radzę sobie, w żaden sposób. Próbuję to tylko przetrwać, pożerając tony słodyczy, uprzykrzając życie otoczeniu, mając okropne humory i biorąc gorące kąpiele ... Leżąc w wannie pełnej piany zamykam oczy i wyobrażam sobie, że już za niedługi czas rano będą śpiewały ptaki, o 5.00 będzie jasno, dookoła będzie zielono i przez większość dnia będzie świeciło słońce.
Zatem ... oby do wiosny😊

