Chyba od ponad dwóch lat wałkowany jest temat wolnych niedziel w handlu. W ostatnich tygodniach, kiedy zakaz handlu w co drugą niedzielę ma obowiązywać od nowego roku, dyskusja w sieci rozgorzała na dobre.
Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy prześcigają się w podawaniu argumentów mających dobitnie świadczyć o tym, kto ma rację.
Część społeczeństwa wskazuje na dyskryminację wielu osób, które z racji swoich zawodów w niedziele tak czy inaczej pracować będą musieli. Są to m. in. lekarze, pielęgniarki, pracownicy wszelkich służb mundurowych, pracownicy stacji benzynowych, gastronomii czy hotelarstwa. Inni podają, że robią zakupy w niedzielę, bo w tygodniu pracują w takich godzinach, że nie mają na to czasu. Część społeczeństwa, opowiadająca się za słusznością zakazu, argumentuje, że każdy ma prawo do odpoczynku, do spędzenia czasu z rodziną, a niedziela jest takim dniem, kiedy wszyscy są w domu. Przedsiębiorcy z kolei wskazują, że zakazując sklepom działalności w niedziele, pozbawia się możliwości zarobkowania części pracowników, którzy pracując w ten dzień po prostu sobie dorabiali do pensji. Nadto wskazują, że efektem mogą być zmniejszone obroty sklepów i zwolnienia. Pojawiały się głosy, że jak ktoś pracować w niedzielę nie chce, to niech zmieni zajęcie. Część dyskutujących podawała przykłady innych państw, w których w niedziele się nie handluje, jako przykład, że można przeżyć bez zakupów.
Każda z tych osób, moim zdaniem ma rację. I niezależnie od zastosowanego rozwiązania, zawsze będzie grupa ludzi niezadowolonych. Tym bardziej, że nikt nie przedstawił społeczeństwu wymiernych efektów takich działań na przyszłość.
Mnie osobiście jednak nurtuje intencja władzy do podjęcia takiej decyzji. Wcale nie jestem przekonana, że chodzi tylko i wyłącznie o "sprawiedliwość społeczną" i wyrównanie szans "biednym" paniom ze sklepu, jeśli chodzi o prawo do odpoczynku. Moim zdaniem intencje naszych polityków są bardziej przyziemne i skierowane na otrzymanie konkretnego efektu. Jest to działanie populistyczne, a jednocześnie mające za zadanie podlizanie się hierarchom kościelnym, którzy mają potężną broń, jeśli chodzi o załatwienie głosów wyborczych. Kościół spadek ilości wiernych w swoich przybytkach upatruje w działających w niedzielę galeriach handlowych, gdzie faktycznie, w dni wolne są tłumy. A dla naszych rządzących najważniejszą kwestią jest wygrać kolejne wybory. To oznacza, że trzeba zjednać sobie jak największą ilość przychylnych osób, które pójdą i zagłosują. Część z tych osób posłucha swojego plebana, który ogłosi z ambony, co trzeba zrobić.
A co takie zakazy oznaczają dla nas samych? Mnie osobiście nie podoba się, że polityk wbrew mojej woli zaczyna układać mi życie i mówić, co kiedy mam robić. Bo nie jestem niestety przekonana, że ten polityk ma myśli tylko i wyłącznie nasze dobro. 😕
